Oczywiście musiałam przybyć na czczo. Przyjmują od godz.7.00, ale ja dotarłam dopiero po godz.9.00.
Gdy dotarłam na miejsce pobrano mi krew na czczo, następnie zaprowadzono mnie do malutkiej poczekalni w której można się troszkę wygodniej rozsiąść i poczytać gazetę- badanie jest czasochłonne więc jest to przydatny pokoik. Po wejściu do pokoiku otrzymałam glukozę w kubeczku plastikowym. Pani pielęgniarka zaproponowała mi cytrynę, żeby przetrwać słodycz tej glukozy, ale podziękowałam- a potem żałowałam bo z każdym kolejnym łykiem glukoza była nie do przełknięcia. No ale przetrwałam i wypiłam. Jakoś mi się po tym słabo zrobiło i pojawiły się mdłości, ale tylko delikatne. Po wypiciu glukozy musiałam odczekać godzinkę, do następnego pobrania krwi. Akurat byłam w tym pokoiku sama więc rozsiadłam się nieco wygodniej, przejrzałam wszystkie numery gazety podróżniczej National Geographic- było to zaskakujące, bo w takich miejscach do czytania leżą z reguły pisma kobiece, których nie lubię zbytnio czytać. Włączyłam sobie wentylator, który tż był do dyspozycji (akurat było bardzo duszno i ciepło na dworze).
Po godzinie pobrano mi drugi raz krew i musiałam wrócić do pokoiku na kolejną godzinę. tą godzinę spędziłam rozmawiając przez telefon, obserwując świat za oknem i wędrując po przychodni w poszukiwaniu toalety- to taki mały pretekst do wyjścia z poczekalni, bo dobrze wiedziałam gdzie znajduje się toaleta, ale chciałam nieco "zabić" czas.
fot. www.mps.torun.pl
A wynik był już tego samego dnia po godz. 17.00.
Badanie wykonywałam prywatnie. Za każde pobranie zapłaciłam 4 zł, czyli 12 zł w sumie.